Aktualności

Pierwsza rozmowa z "C.J." Williamsem

38 (1)

O ksywce, cechach przywódczych, znaczeniu pokory w sporcie oraz byciu normalnym. Łapcie rozmowę, dzięki której lepiej poznacie kolejnego z naszych nowych zawodników!

W twoim paszporcie w rubryce "imię i nazwisko" widnieją dane: Wendell Kerry Williams Junior. Mimo to jesteś znany w koszykarskim środowisku jako "C.J.". Jaka historia wiąże się z tą ksywką?
Litera "C" wzięła się od "Curry", czyli ksywy mojego taty. Natomiast "J" zawdzięczam temu, że jestem jego synem, czyli "juniorem". Nazywają mnie "Curry Junior", czyli w skrócie "C.J.".

Nie jest to w żaden sposób związane ze Stephenem Currym?
Nie, ksywa mojego taty powstała na długo przed popularnością Stepha (śmiech).

Kiedy ktoś zwraca się do ciebie po imieniu, to reagujesz zdziwieniem, czy może udajesz, że nie słyszysz?
To zależy (śmiech). W miejscach publicznych zazwyczaj udaję, że nie słyszę. Nazywano mnie "C.J." od dziecka. Właściwie nigdy nie zwracano się do mnie inaczej. Może niektórzy nauczyciele w szkole używali imienia Wendell. Na co dzień myślę o sobie jako "C.J.". Kiedy patrzę w lustro, jest w nim "C.J.". Choć oczywiście w dokumentach i formalnie mam na imię Wendell.

Jesteś niesamowicie doświadczonym zawodnikiem. Po wielu latach gry nadal jesteś "głodny" koszykówki?
Oczywiście. Jako sportowiec musisz stawiać przed sobą cele. Minęło już trochę czasu, odkąd ostatni raz grałem w play-offach. Dlatego bardzo pragnę to zmienić w najbliższym sezonie. Niezależnie od tego, gdzie jestem, chcę wygrywać. Takie podejście towarzyszy mi przez całą karierę, którą uważam za dość udaną. Nie powiedziałem w niej jednak jeszcze ostatniego słowa.

Po tylu latach występów w USA i Europie jesteś zapewne od kilku sezonów, traktowany w kolejnych szatniach jako przykład i wzór do naśladowania dla młodszych zawodników. Łatwo się do tego przyzwyczaić?
Co ciekawe, w koszykówce byłem uznawany za wzór do naśladowania praktycznie całe moje życie (śmiech). Nawet gdy grałem ze starszymi dzieciakami, będąc naprawdę młodym. Wydaje mi się, że to wynikało z mojej nieustannej chęci rozwoju i zwyciężania. Zawsze dążyłem do perfekcji. Byłem kapitanem drużyny już podczas drugiego roku w koledżu, choć w drużynie grali starsi ode mnie. Przywykłem do tego, że od wielu lat reflektor jest skierowany na mnie. Nie mam z tym problemu. Koledzy z różnych zespołów często przychodzili po radę. Zawsze staram się każdemu pomóc.

To wrodzone cechy przywódcze?
Myślę, że to moja najważniejsza cecha. Potrafię przewodzić grupie. Umiem jednocześnie odnieść się i trafić do każdego zawodnika w drużynie na stopie indywidualnej. Pewnie dlatego, że naprawdę widziałem już w koszykówce wiele i grałem na każdej możliwej pozycji.

Nawet jako center?
Zgadza się. Dość nieoczekiwanie doszło do tego, że trenerzy sprawdzali mnie na każdej z pięciu pozycji na parkiecie. Czasami miało to oczywiście związek z kontuzjami w zespole. Więc jeśli ktoś się mnie spyta, "gdzie na boisku czuję się najlepiej", odpowiadam, że to nie ma dla mnie znaczenia. Przedkładam dobro drużyny nad swoje indywidualne preferencje. 

Doświadczenie z gry jako środkowy sprawiło, że gdy miałeś okazję do wsadu podczas sparingu ze Śląskiem Wrocław, to po prostu zapakowałeś piłkę "z góry"?
(śmiech). Tak, wciąż mam do tego odpowiedni atletyzm. Muszę tylko się wcześniej odpowiednio dobrze rozgrzać, bo wiadomo, że nikt z nas nie młodnieje (śmiech). Ogólnie czuję, że jestem w bardzo dobrej formie pod względem fizycznym. Wydaje mi się nawet, że jestem bardzo bliski osiągnięcia najlepszej dyspozycji w życiu. By tak się stało, nie mogę odpuszczać i każdego dnia trzeba ciężko pracować.

DSC_1732

Czy zawsze musisz udowadniać kibicom, czy nawet pozostałym graczom z szatni, że jesteś normalnym gościem? Kiedy przyjeżdżasz do kolejnego klubu w Europie, to niektórzy mogą stereotypowo myśleć "on grał w NBA, pewnie uważa się za wielką gwiazdę".
Nie robię niczego na siłę, staram się, by przemówiła za mnie osobowość. W moich oczach wszyscy jesteśmy normalnymi ludźmi, nawet LeBron James. Przecież kiedy on rano wstaje, to musi, tak, jak każdy, skorzystać z toalety. Dlatego nigdy się nie wywyższam. Moi rodzice wychowali mnie w taki sposób, żeby nigdy nie zapominać o pokorze. Nie uważam, żeby ktokolwiek był ode mnie lepszy lub gorszy jako człowiek. Wiadomo, że potrzeba czasu, żeby kogoś lepiej poznać. I spotykałem się z opiniami, że niektórzy myśleli, jeszcze zanim mnie poznali, że będę arogancki, ale taki nie jestem.

Pokora to jeden z czynników, który pozwolił ci utrzymywać się na wysokim poziomie od wielu lat?
Jasne. Wszystko się może zmienić z dnia na dzień i trzeba o tym pamiętać. Pięć lat temu byłem w NBA, a po pandemii koronawirusa przez jakiś czas nie miałem klubu. Dlatego w sporcie tak ważna jest pokora i skupienie na tym, co się robi, oddanie się pracy oraz dyscyplinie. Trzeba zawsze myśleć o tym, co mógłbym jeszcze poprawić, niezależnie od wszystkiego. Nawet jeśli zagrałeś świetny mecz, to na pewno jest przynajmniej jedna rzecz, którą mogłeś zrobić lepiej. 

W jednej z prywatnych rozmów wspomniałeś także, jak ogromne znaczenie dla zawodowych sportowców ma świadomość własnego ciała.
Zgadza się. Podobnie jest z odżywianiem. Nie jestem może osobą, która zjada wyłącznie najzdrowsze produkty, ale znam swój organizm na tyle, że wiem, co mi służy oraz czego nie powinienem spożywać. Dlatego potrafię dbać o swoje ciało na podobnym poziomie od lat. To dotyczy też pracy na siłowni i korzystania z pomocy fizjoterapeutów.

Co oprócz zdolności przywódczych i doświadczenia możesz wnieść do naszej drużyny?
Dużo widzę na parkiecie. Potrafię antycypować wydarzenia na boisku, zanim do nich dojdzie. Dlatego staram się dużo podpowiadać kolegom z drużyny w trakcie meczów i treningów. To działa w obie strony, bo każdy może mi zwrócić uwagę lub dać radę. Fakt, że jestem najbardziej doświadczonym zawodnikiem w szatni, nie oznacza, że wszystko robię super i jestem nieomylny. Koledzy wiedzą, że jeśli czują, że powinienem coś zrobić lepiej albo inaczej się zachować w danej sytuacji, zawsze mogą mi to zasygnalizować. Sporo przeszedłem, ale nie jestem typem osoby, która obraża się na sugestie. Musimy pamiętać o tym, że tworzymy drużynę i mamy wspólny cel, którym jest wygrywanie. Czasami trzeba schować ego do kieszeni. Lubię dyskutować o koszykówce z chłopakami z zespołu, wymieniać się opiniami, omawiać kolejne akcje i momenty meczu. Każdy ma przecież inną perspektywę, a poznanie cudzego punktu widzenia może cię wzbogacić o nową wiedzę. To jest ważne szczególnie w okresie przygotowawczym, kiedy uczymy się wzajemnie zagrywek i swoich boiskowych zachowań. 

Jaka była twoja pierwsza myśl, gdy otrzymałeś ofertę z Lublina?
Że to bardzo ciekawa propozycja. Jeden z moich najlepszych przyjaciół, Justin Bibbins grał u trenera Kamińskiego w Legii Warszawa i od razu powiedział mi, że powinienem skorzystać z tej okazji. Zaufałem mu, bo bardzo cenię jego opinie. W podobnym tonie wypowiadał się zresztą mój agent. Zdaje sobie sprawę, że trafiłem do silnej i bardzo wyrównanej ligi. Lubię takie wyzwania.

W dodatku trafiłeś do zespołu, w którym nie brakowało już twoich znajomych. Dzieliłeś w przeszłości szatnie z Manu Lecomte i Ousmanem Drame w innym klubie. Z kolei do Orlen Basket Ligi przybyli twoi koledzy, z którymi grałeś w Los Angeles Clippers. Chyba zgodzisz się z powiedzeniem, że "świat jest mały"?
Zdecydowanie (śmiech). To fajnie, że Jawun Evans podpisał kontrakt z Legią Warszawa, a Sindarius Thornwell w Zielonej Górze. Szczerze mówiąc, byłem już w tak wielu klubach, że wszędzie trafiam na znajomych. Ostatnio graliśmy w sparingu z Kingiem Szczecin i tam też był mój kolega, Teyvon Myers, z którym występowałem we Francji. Natomiast niedawno w Toruniu spotkałem się ponownie z Abdulem-Malikiem Abu, którego poznałem jeszcze w czasach uniwersyteckich. Pewnie jeszcze podczas sezonu będę grał przeciwko zawodnikom, których pamiętam z innych lig. Warto utrzymywać dobre relacje w koszykówce, bo nigdy nie wiesz, na kogo trafisz w kolejnym klubie, czy kraju. Może akurat ta, czy inna znajomość pomoże ci znaleźć zatrudnienie lub ty będziesz w stanie komuś pomóc? Wszystko jest możliwe.

Jak się czujesz po pierwszych tygodniach w naszym klubie? Zadomowiłeś się już w Lublinie?
Jest świetnie. Na nic nie mogę narzekać. Uważam, że mamy bardzo dobry zespół. Musimy tylko kontynuować obraną ścieżkę, zgrywać się i pracować nad zrozumieniem na parkiecie. Na pewno będzie to wyglądało coraz lepiej, zarówno pod względem całej drużyny, jak i każdego indywidualnie. Muszę jednak przyznać, że podoba mi się kierunek, w którym zmierzamy.

IMG_1965

Lublin

Zadanie w zakresie wspierania i upowszechniania kultury fizycznej realizowane jest przy pomocy finansowej Miasta Lublin.

LublinPARTNER GŁÓWNY
LubelskiePartner Strategiczny
PerłaSPONSOR STRATEGICZNY
Nasi partnerzy